Rozmowa z reżyserką „Silver” Natalią Koniarz

„Słyszałam krzyk bólu górnika, który roztrzaskał się o dno jaskini. Nie umiem wymazać z pamięci obrazów dzieci doświadczających przemocy. Przeszył mnie paraliżujący strach, gdy życie Stanisława wisiało na włosku.”

Obsypany nagrodami film od 14 listopada w kinach.

Kazimierz Karabasz – hala Tramwajów Warszawskich, Krzysztof Kieślowski – szpital przy Barskiej, Marcel Łoziński – ławka w parku. Trzeba kręcić dokumenty w kopalni srebra w Boliwii? 

Nie szukałam kopalni. Przypadek rzucił mnie tam i zobaczyłam coś, czego nie mogłam zostawić. Tyle.

Jaki przypadek rzuca człowieka w takie miejsce? 

W 2020 roku byliśmy z moim partnerem i jednocześnie operatorem, Staszkiem Cuske w drodze do Argentyny. Był marzec. Wybuchła epidemia: zamknięto granice, odwołano loty, pokasowano połączenia z Europą. Ale ile to mogło potrwać? Tydzień? Dwa? Przecież nie więcej niż miesiąc. Trwało czternaście miesięcy. Nie mieliśmy pieniędzy na hotel, nie było dokąd wracać. Oddechu od klaustrofobii lockdownu szukaliśmy w chilijskich Andach. Mieszkaliśmy pod namiotem. Poruszaliśmy się rowerami wzdłuż gór. Bez celu, ale do przodu. Mieliśmy małą kamerę, rejestrowaliśmy siebie nawzajem. Tak powstały czterdziestominutowe „Pocztówki znad krawędzi”. Po kilku miesiącach przekroczyliśmy granicę z Boliwią. Byliśmy już wyczerpani. Szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Słyszeliśmy opowieści o „najpiękniejszym skarbie kraju” – Potosi. 

Odnaleźliście to piękno? 

Poznając miasto i jego mieszkańców, miałam wrażenie, jakby rzeczywistość rozpadła się na nieprzystające do siebie kawałki. Chrześcijańską wyobraźnię uzupełnia tam diabeł z tradycyjnych wierzeń. Nad dachami budynków unosi się monumentalna, owiana legendą góra Cerro Rico, która skrywa w sobie srebro. Wyzwanie na niebie rzuca jej wybudowana w 19 wieku statua wolności, kopia tej amerykańskiej. Tymczasem na poziomie ziemi z kopalni wychodzą styrani skrajnie niebezpieczną pracą nastolatkowie. Chcieliśmy lepiej zrozumieć to miejsce. Zamieszkaliśmy na zboczach góry, wśród górników, górniczek i ich dzieci. 

Sprawdź, gdzie można obejrzeć „Silver: LISTA KIN

W „Silver” z bliska pokazuje pani ich rzeczywistość. Ale właściwie, dlaczego robi to polska dokumentalistka? 

Reżyserka z Polski jest częścią tego samego świata, co boliwijski chłopiec przesypujący dłońmi pył w kopalni, żeby przeżyć. Wcześniej robił to jego ojciec, ale zginął w wypadku. Znajdowane przez nich srebro wykorzystuje się w fotografice i elektronice. Dzięki niemu wykonuję swój zawód. Na artystach ciąży obowiązek przypominania, że na drugim końcu łańcucha dostaw również kryje się człowiek. 

Bohaterowie pani dokumentu chyba nie pracują legalnie? 

Pracują. Kopalnia istnieje w Cerro Rico od zawsze. Jej początki sięgają XVI wieku. Dzisiaj to ponad 100 kilometrów wydrążonych w skalnym masywie korytarzy, które przecinają się jak w labiryncie i permanentnie grożą tąpnięciem. Nie ma to nic wspólnego z nowoczesnym górnictwem. Po drodze jednak UNESCO wpisało górę, jej wnętrze i całe miasto na listę światowego dziedzictwa, więc nie wolno tu prowadzić wydobycia odkrywkowego. Kopalnia należy do państwa, a państwo zostawiło ją samopas. Nie obowiązuje w niej żadna organizacja pracy, ale „działa” legalnie. Każdy może przejąć dla siebie tunel, o ile któryś jest wolny. Łatwo to rozpoznać, przed zajętymi pracują maszyny.  

Co dzieje się z wydobytym srebrem? 

Trafia do koncernów z Japonii, Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Korporacje wolą ograniczyć swój udział do nabywania materiału. Po co im odpowiedzialność za bezpieczeństwo górników? Nie wspominając o wydobywaniu srebra na dużych wysokościach. Prawo go zakazuje. Ale surowiec z tamtych rejonów góry jest najlepszy.

Jak wygląda życie ludzi utrzymujących się z kopalni? 

Zazwyczaj jest krótkie. Średnia wieku mężczyzn to czterdzieści lat. Od urodzenia naznaczone śmiercią – każdy stracił kogoś bliskiego w kopalni.

Tak często dochodzi do wypadków? 

Nieustannie. Najwięcej osób zabija pył oraz wózki transportowe. Tunele są zbyt wąskie, aby mijały się one z człowiekiem. Wypełnione metalem stają się ciężkie. Zjeżdżając ze stromizny rozpędzają się do dużych prędkości. Chodząc po kopalni trzeba ich nasłuchiwać i na podstawie szczęku szyn oceniać, czy zdąży się dobiec do kolejnej alejki przed ich przejazdem. A przecież to początek listy przyczyn zgonów: dalej są na niej wybuchy, gazy, przygniecenia, zawały, upadki z wysokości. Śmierć jest wśród górników tak powszechna, że nikt się nad nią nie pochyla. Niezależnie, czy chodzi o pożegnanie męża, kuzynki czy przyjaciela, zmarłemu należy się miesiąc żałoby. Nie więcej. Nie spotkałam tam matki, która by nie pochowała dziecka. Młodzi szybko stają się sierotami. Dzieci z „Silver” pochodzą z różnych rodzin, żaden nie ma ojca. 

Czuje się tę permanentną żałobę na co dzień? 

Nie. Musiałam zadać dużo pytań różnym ludziom, aby poznać prawdę. Tam nie okazuje się emocji i nie rozmawia o nich. Nie spotyka się na kolacje, żeby przegadać sprawy z tygodnia. Nie świętuje dobrych chwil ani nie opłakuje tragicznych. Nie tańczy się i nie randkuje. Cierpienie tłumi się w sobie. Później wychodzi ono w ciele, więc ludzie odczuwają każdy ból w fizyczny sposób. Samotność przyrównują do robaka, który zżera tkanki organizmu od środka. Depresja sprawia, że „trawi się własną duszę”. Kiedy jeden z chłopców nie umiał pogodzić się ze stratą bliskiej osoby, przestał mówić na kilka miesięcy. 

Lokalny nauczyciel apeluje w „Silver” o psychologiczną pomoc dla mieszkańców okolicy. 

On też już zginął w kopalni. Ale miał rację. Pierwsze potrzeby mieszkańców góry to woda, jedzenie, opieka medyczna i specjaliści od zdrowia psychicznego. Bo codzienność wypełnia tu przemoc: psychiczna, fizyczna, seksualna. Wymiar sprawiedliwości tam nie dociera. Ojcowie i mężowie nie żyją, starsi bracia znikają na całe noce w czeluściach kopalni. Zostają kobiety z młodszymi dziećmi – bezbronne wobec przestępców, którzy je okradają i molestują. Ale ludzie trwają w tej rzeczywistości. „Robię to, żeby moje dziecko nie musiało” – powtarzają. Od pokoleń.

Miasto jest tuż za rogiem. Dlaczego młodzi się do niego nie przenoszą? 

Rzeczywiście, to niedługi spacer. Ale co tam ich czeka? Większość biznesów w mieście związana jest z górnictwem, wskaźniki bezrobocia szybują, rośnie bezdomność. Dla kobiet zostaje praca na ulicy. Nawet nie ma gdzie wyemigrować. W innych miastach kraju sytuacja jest podobna. Zamożniejsze Chile postrzega Boliwijczyków jako gorszych. Siedemnastolatek z „Silver” cudem, przez kuzyna, załatwił sobie wyjazd z kraju. Pozycję głowy rodziny zajął jego pięć lat młodszy brat, on pracuje w szwalni w Brazylii. Czy to scenariusz na lepsze życie?

Próbowała pani pomóc spotkanym w Boliwii ludziom? 

Pomagaliśmy. Szukaliśmy sposobów jak wspierać systemowo. Organizowaliśmy zajęcia dla dzieci. Pokazywaliśmy im zdjęcia z Polski, opowiadaliśmy o miejscach, które znamy. Ale przede wszystkim wsłuchiwaliśmy się w ich pytania, potrzeby i wyobrażenia o rzeczywistości poza Potosi. Przypominam sobie kobietę. Pracowała w najbardziej niebezpiecznej części kopalni – tej samej, w której w ostatnich tygodniach zginęło kilka kobiet. Samodzielnie wychowywała dziecko. Kiedy znikała we wnętrzu góry, dziecko zostawało bez opieki. Zwierzyła mi się, że marzy o wyjeździe do miasta. Jej chłopczyk poszedłby do szkoły. Ona nauczyłaby się gotować i otworzyła sklepik z jedzeniem. Rozmawialiśmy o kompetencjach, które posiada i o umiejętnościach, w jakich musi się podszkolić. Wspólnie zaplanowaliśmy jej pierwsze kroki w nowych realiach, zrobiliśmy nawet kosztorys. Razem wybraliśmy kiosk, mieliśmy pokryć jej wydatki. Nagle zerwała z nami kontakty. Zdałam sobie sprawę, że to nie tylko strach przed nieznanym. Także głębszy: że zawiedzie, nie poradzi sobie. Może lepiej zostać w niebezpiecznym, oswojonym, ale dobrze znanym miejscu. Kopalnia była zawsze, nie zniknie. Praca w niej również. 

Co pani pomyślała? 

Dostałam lekcję współodczuwania z drugą osobą. Patrzę na otoczenie z pozycji mojego świata, miejsca, w którym większość trudnych sytuacji znajduje bezpieczne rozwiązanie. Tam ludzie codziennie walczą o przetrwanie. Nie można wymagać od nich, siły, aby budować swoją rzeczywistość od nowa. 

Nie próbowała pani interweniować w państwowych instytucjach? 

Rozmawialiśmy z lokalnymi władzami, które przecież wiedziały, że dwoje filmowców z Polski z boliwijskim dźwiękowcem kręcą się po okolicy i coś nagrywają. Ale wywiadu udzielił mi też minister górnictwa Boliwii. Niezależnie od szczebla od żadnego z polityków nie usłyszałam nic ważnego. Zrzucali odpowiedzialność, kierowali do „odpowiednich organów”. Mnie interesowała opowieść o ludziach, nie o biurokracji. 

„Silver” powstał w koprodukcji polsko-norwesko-fińskiej. Łatwo było pani przekonać do tej historii producentów? 

Pod koniec 2021 roku przywieźliśmy do Polski 18 godzin materiału. Wiedziałam, że mój projekt nie zwiastuje stabilnej inwestycji. Pełnometrażowy debiut dokumentalny o górnikach srebra z góry nad Potosi, w planach kolejne miesiące zdjęć na drugiej półkuli Ziemi. A ja naciskałam, że muszę natychmiast wracać do Boliwii, jeszcze przed decyzją o dofinansowaniu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Dziecięcy bohaterowie mi rośli, a każdy dzień nieobecności wykruszał ich zaufanie do mnie. Nie mam pojęcia, jakim cudem Maciek Kubicki na to wszystko przystał. 

Jednak to był dopiero początek pani drogi po europejskich pitchingach, festiwalach, warsztatach. 

Na początku czułam się przeszczepiona do innej rzeczywistości. Na branżowych wydarzeniach słyszałam, że to „mało sexy” temat. Mieli chyba na myśli, że mało obecny w mediach, mało chwytliwy dla szerokiej publiczności. To bywa problemem, „Sexy” projekty łatwiej zdobywają dofinansowanie, wsparcie, widoczność. Spotkałam jednak ludzi, którzy rozumieli, że są historie wymagające czasu, zaufania, innej struktury narracyjnej. Stali się dla mnie i dla „Silver” ważni. Opieką otoczył nas Paweł Pawlikowski. Wzięłam udział w fantastycznym „laboratorium kreatywnym” Ex Oriente. Mój film zgodziła się zmontować Yael Bitton. 

To była istotna dla pani współpraca? 

Yael Bitton ma doświadczenie w budowaniu narracji pozbawionej klasycznej „akcji”. Jest intelektualistką, która nie wstydzi się swoich emocji. Umie montować posługując się ich logiką. A przecież w „Silver” nie opowiadam linearnej historii jednego, ani nawet kilku bohaterów.To raczej pracochłonna mozaika. Dużo do filmu wniósł sound designer Marcin Lenarczyk oraz norweski Yngve Sætre. Zwracałam na ich pracę szczególną uwagę.W kopalni panuje niemal całkowity mrok. Trzeba wyostrzyć słuch do granic możliwości. 

Ile panią ten film kosztował? 

Jeszcze nie wiem. Dopiero do mnie dociera, ilu skrajnych sytuacji doświadczyłam. Słyszałam krzyk bólu górnika, który roztrzaskał się o dno jaskini. Nie umiem wymazać z pamięci obrazów dzieci doświadczających przemocy. Przeszył mnie paraliżujący strach, gdy życie Stanisława wisiało na włosku. Przez głowę bezwiednie przeleciały mi słowa wiadomości, jaką musiałabym przekazać bliskim. I jeszcze dźwięki. Niektóre potrafią postawić mnie na równe nogi. Kilka dni temu siedziałam w lobby hotelu w Gdyni. Za mną przeszedł barman prowadząc wózek kelnerski. 

Nie dała pani sobie prawa do odpoczynku, do przeżycia trudnych emocji, może do rozmowy z terapeutą? 

Wiem, że takiego czasu potrzebuję. Od dziecka pchałam się w ogień. Zawsze próbowałam zrozumieć coś więcej o świecie i chciałam odczuwać rzeczywistość na własnej skórze. Zadawałam kawalkady pytań. Dzisiaj potrzebuję sposobów, aby nie robić sobie przy tym krzywdy. Aby nie wychodzić z projektów poranioną. Czasem wrócić w rodzinne Beskidy. Zarazić się ich spokojem.

Rozmawiał Krzysztof Kwiatkowski.

O reżyserce:

Natalia Koniarz (ur. 1996) – reżyserka filmów dokumentalnych. Urodzona w Beskidach, mieszkała i pracowała w Chile, Boliwii i Francji. Obecnie dzieli czas między Warszawę a Kairem. Jest absolwentką Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego, gdzie dziś prowadzi wykłady i realizuje doktorat. Zadebiutowała filmem „Tama”, który zdobył nagrody m.in. na Fipadoc, Go Short i Nowych Horyzontach. Film pokazywano na ponad 50 festiwalach i emitowano na francuskiej platformie TENK oraz TVP. Jej kolejny dokument „Postcards from the Verge” miał premierę na IDFA i był prezentowany na Makedox, Women Make Waves oraz wielu innych międzynarodowych festiwalach. Jest laureatką Grand Prix za najlepszy pitch na East Doc Platform Forum oraz uczestniczką programu Ex Oriente. Swoje projekty rozwijała także w ramach DocsBarcelona Public Pitch i Fipadoc Industry.

Dystrybutorem “Silver” jest Krakowska Fundacja Filmowa, organizator Krakowskiego Festiwalu Filmowego i wielu innych inicjatyw popularyzujących najciekawsze polskie i światowe filmy dokumentalne.

Dystrybucja filmu jest współfinansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Aktualności

1 z 1182