Kronika Festiwalowa od drugiej strony

Kulisy naszych codziennych wideorelacji.

 

Krótkie, a mimo tego pełne treści i przykuwające uwagę. Oglądanie kolejnych odcinków Kroniki Festiwalowej sprawia nam dużo frajdy, dlatego zdecydowałyśmy się porozmawiać z Magdaleną Oleszkowicz, dziennikarką pracującą w Studiu Telewizyjnym Krakowskiej Akademii im. A. Frycza Modrzewskiego, która wraz z profesjonalnym zespołem zajmuje się jej tworzeniem. 

 

W pierwszym odcinku Kroniki Festiwalowej lektorem był Krzysztof Gierat, co jest dość naturalnym wyborem, ponieważ jest dyrektorem festiwalu. Potem jednak byli reżyser Marcin Koszałka, który w ramach tegorocznego KFF-u ma wystawę swoich zdjęć, autorka filmu „Mistrz i  Tatiana” Giedrė Žickytė i zdobywca Nagrody Smok Smoków Pritt Pärn. Zastanawiamy się na jakiej zasadzie te osoby były wybierane i kto wpadł na ten innowacyjny pomysł.

 

Magdalena Oleszkowicz, Studio Telewizyjne Krakowskiej Akademii im. A. Frycza Modrzewskiego: Rzeczywiście jest to coś świeżego. Zastanawialiśmy się z Tadeuszem Gałką, co zmienić w tegorocznej Kronice. Zajmujemy się nią po raz trzeci. Pomyśleliśmy, że jeśli lektorami zostaną twórcy, będzie to wyjątkowe, będzie w tym widać ich osobowość i podkreśli rodzinną atmosferę KFF-u. Chcieliśmy, żeby to się połączyło z identyfikacją wizualną festiwalu, stworzonej przez Kubę Sowińkiego i Jakuba de Barbaro, która też jest różnorodna – pojawiają się różne języki, różne liternictwo. Dodatkowo podczas nagrywania tekstów lektorskich możemy poznać bliżej te osoby. Ostateczną listę lektorów ustalił dyrektor Krzysztof Gierat i staramy się, żeby oni czytali też trochę o sobie – myślę, że dla nich też to jest przyjemne. Zawsze są to osoby związane z wydarzeniami, które pokazujemy.  
 
Czyli pewien harmonogram istniał już przed festiwalem?    
 
MO: Zawsze działamy według planu. Orientujemy się wcześniej, które wydarzenia warto pokazać. Śmiało mogę powiedzieć, że to jest świetnie zorganizowany festiwal, Ania Dziedzic jako rzecznik prasowy jest naszym pośrednikiem w kontaktach z twórcami, ustala miejsca, w których mamy być.  
 
Jak wygląda Wasz system pracy? Powiedziałaś, że wszystko jest ustalone wcześniej, nie ma nagrywania przypadkowych wydarzeń…  
 
MO: Czasami zdarza się, że nagle dostajemy informację, że warto coś nakręcić – np. we wtorek dowiedzieliśmy się, że w Kinie Kijów przy okazji pokazów filmów „Raj na ziemi” Cecylii Malik i „Mów mi Marianna” Karoliny Bielawskiej będą ich bohaterowie. Mamy trzech dziennikarzy – jest Aśka Plata, Tadeusz Gałka i ja, dzielimy się obowiązkami – każdy jedzie w inne miejsce, zgrywa setki, opracowuje swoją część. Potem ja składam te materiały i jestem przy montażu do końca.     
 
Jesteście jednocześnie dziennikarzami i operatorami kamery? 
 
MO: Nie, od tego mamy zawodowców – operatorów: Macieja Stoczewskiego i Mariana Przybylskiego, montażystów: Agatę Szozdę-Mazan i Wojciecha Andrzejewskiego, kierownikiem produkcji jest Tadeusz Gałka. Pomagają nam także studenci organizacji produkcji filmowej i telewizyjnej z Krakowskiej Akademii: Jakub Baniak, Krystian Barwiński i Aleksander Pukło. Producentem Kronik jest Jacek Przybylski. Jak zauważyłyście, jeśli tekst lektorski czyta Estończyk czy Litwinka to mamy tłumaczenie i angielskie i polskie, to bywa problematyczne. Montaż jest dość żmudny i robiony „na gorąco”, trwa w nocy i rano. Również rano nagrywam tekst lektorski do osobnej wersji Kroniki dla Telewizji Kraków, bo myślę, że ktoś spoza festiwalu mógłby tego pomysłu nie zrozumieć. Kierowaliśmy go dla osób, które się znają albo nawet wchodzą w ten świat, a to im w tym pomoże. Od tego zaczynam dzień – potem wysyłam ten tekst do tłumaczek, a około 11 przychodzi do nas ktoś kto czyta. Po nagraniu tekstu lektorskiego mamy kolaudacje, czyli ostateczną ocenę materiału. Przychodzi na nią dyrektor festiwalu i Ania Dziedzic, którzy poprawiają ewentualne błędy. Każdego dnia o 15.00 musimy dostarczyć gotowy film do kina. Kijów. Centrum. Stamtąd kroniki trafiają do pozostałych kin.     
 
Kto czuwa nad ostatecznym kształtem Kroniki? Poza tym, że dyrektor dokonuje korekty… 
 
MO: Ja odpowiadam całkowicie za aspekt merytoryczny, jestem wydawcą Kroniki. Końcową wersję akceptuje producent Jacek Przybylski. 
 
Ile materiału trzeba nagrać, żeby stworzyć taki kilkuminutowy klip?   
 
MO: Trudno powiedzieć, bałabym się to zsumować… Łatwiej mi policzyć godziny snu – w moim przypadku to jest 3-4 na dobę. Cały czas trzeba mieć kontrolę nad wszystkim, myśleć, że z materiałów ma powstać jakaś całość. Praca wielu osób wpływa na efekt finalny. Miło go potem obejrzeć na wielkim ekranie. 
 
To znaczy, że w natłoku pracy udało Ci się obejrzeć jakiś film? 
 
MO: Jedyny, jaki obejrzałam, to animacja Pritta Pärna. Wbiła mnie w fotel, zarówno jeśli chodzi o to jak została wykonana, jak i swoją fabułą. Jednak ogólnie rzecz biorąc – oglądam filmy wtedy, gdy nie zajmuję się Kroniką Festiwalową. Przez te ostatnie dwa lata przerwy byłam obecna dziennikarsko na festiwalu i wtedy miałam czas na nadrobienie zaległości. W zeszłym roku nie wychodziłam z kina, obejrzałam kilkanaście filmów. Dzisiaj planuję obejrzeć Konkurs polski – interesuje mnie debiut fabularny Wolskiego, „Love, love” Grzegorza Zaricznego – to będzie drugi moment kiedy będę mieć czas na pójście na jakiś seans. Poza tym, robię sobie listę filmów, które muszę obejrzeć. Przed festiwalem przygotowywałam rekomendacje – selekcjonerzy festiwalu mówili o tym, które filmy szczególnie polecają. Bardzo cenię zdanie Anity Piotrowskiej, która wspominała o dokumencie muzycznym „Jeszcze wszystko jest możliwe”. Sam Pritt Pärn polecał mi swoją najnowszą animację – po takiej rekomendacji muszę ją obejrzeć, szczególnie, że podobały mi się trzy poprzednie. Jestem ciekawa też filmu zeszłorocznego laureata Smoka Smoków, Bogdana Dziworskiego i krakowskiej produkcji „Raj na ziemi”. Lista jest długa. Mam nadzieję, że chociaż w niedzielę uda mi się obejrzeć nagrodzone filmy. 
 
Rozmowa & opracowanie:
Weronika Fryben
Justyna Koziarz
Kategoria: News.

Aktualności

1030 z 1929